Friends in crime
True Detective – sezon 1 (2014)
Biuro policji. Dwóch mężczyzn, diametralnie różniących się od siebie. Przesłuchanie. Daleki plan przenosi nas nad Luizjanę, by za chwilę ukazać nam miejsce zbrodni sprzed siedemnastu lat. Intrygująca, już od pierwszych sekund, historia chwyta widza w swoje macki i wiemy, że nie wypuści go aż do ostatniego kadru. W skrócie – pierwszy sezon True Detective.
Jeśli znasz produkcję Nic’a Pizzolatto, pewnie nie zdziwi cię fakt, że przeczytasz kolejną wychwalającą ją recenzję. Jeżeli słyszysz o niej po raz pierwszy, musisz wiedzieć jedno – ten serial nie ma żadnych wad, a każdy element układanki tworzy w nim perfekcyjną całość. Nie, nie przesadzam i za chwilę ci to udowodnię.
W momencie, gdy poznajemy dwójkę byłych detektywów, jedna rzecz od razu rzuca nam się w oczy. Zbudowany przez aktorów, kontrast między bohaterami, objawia się nie tylko w kwestii wizualnej. Różnice między postaciami dostrzegamy, w szczególności, na płaszczyźnie ich osobowości. Rust i Marty to dwa odmienne charaktery. Twórcy zadbali nawet o to, by techniczna strona serialu to podkreślała. Scena, kiedy detektywi rozmawiają o pierwszej ofierze, została zrealizowana tak, by te sprzeczności uwydatnić. Aktorzy, odwróceni przodem do zamordowanej Dory Lang, zmieniają ustawienie w chwili, gdy ich zdania zaczynają się różnić. Cohle odwraca się w przeciwnym kierunku do swojego partnera. Kolejne ujęcie ukazuje twarze bohaterów zwrócone w różne strony, jednak wydaje się, że się ze sobą stykają. Można odczytać to jako symbol ich współpracy, mimo poróżniających ich opinii.
Zastosowanie zabiegu retrospekcji było strzałem w dziesiątkę. Historia w True Detective jest dawkowana przez bohaterów powoli i ostrożnie. Widz może poczuć wyższość nad prowadzącymi przesłuchanie funkcjonariuszami, wie on więcej niż mężczyźni decydują się wyznać. Znów dostrzegamy spory kontrast między postaciami. Po upływie wielu lat od zamknięcia sprawy rytualnych morderstw, każde z nich obrało odmienną drogę. Marty, można by rzec, ustatkował się. Własna działalność, ułożone życie. Rust, natomiast, po raz kolejny zatracił się w używkach. Praca barmana z pewnością nie pomaga mu się od tego oderwać. Jednak jest w nim coś, co czyni go dużo bardziej odpowiednią osobą na stanowisku detektywa niż Hart. Gdy w latach 90. trafili na sprawę okultystycznej zbrodni, Cohle potrafił poświęcić sprawie każdą chwilę. Nie spał, nie jadł, a ściany jego sypialni przyozdabiały zdjęcia ofiar. Nieraz działał wbrew woli władz, lecz nic ani nikt nie potrafił go powstrzymać. Matthew McConaughey stworzył obraz funkcjonariusza, który zachwyca swoim poświęceniem i uporem. Czaruje nas filozoficznymi monologami, poruszającymi istotne kwestie. Ten, dotknięty ogromną ilością tragedii, introwertyk sprawia, że seans staje się jeszcze przyjemniejszy. Postać Rusta potrafiła mnie wzruszyć, zmusić do refleksji i wzbudzić zachwyt nad jej zaangażowaniem w rozwikłanie zagadki. Osobiście uważam, że Cohle to jeden z bardziej wyrazistych i godnych podziwu bohaterów współczesnych produkcji.
To, co bez wątpienia zachwyci niejednego widza, to dbałość o techniczną stronę produkcji. Twórcy rozpieszczają nas niezliczoną ilością szerokich ujęć z powietrza, które ukazują nam krajobrazy Luizjany. Kadry te skomponowane są w taki sposób, by ich znaczną część zajmowało niebo. Zabieg ten ma na celu stworzyć wrażenie przytłoczenia. Ponadto kreuje on głębię, pozwala spojrzeć daleko w horyzont. Charakterystyczny przy budowaniu postaci, kontrast, przemycany jest też przy niektórych zdjęciach. Pizzolatto zestawia piękno natury z elementami industrialnymi, w ten sposób podkreślając wszechobecną w serialu dysharmonię. Duży nacisk kładziony jest również przy rozmieszczeniu aktorów w kadrze. Tak dokładne komponowanie obrazów wzmacnia wydźwięk, istotnych dla fabuły, scen. W ich przypadku ważne jest także odpowiednio dobrane oświetlenie. Kluczowym wątkom często towarzyszy nienaturalne światło. Świecenie wprost w kamerę, migotanie, oślepiająca jasność wpadająca przez okno, żółty czy zielonawy odcień poświaty to tylko niektóre z zabiegów mających na celu skontrastowanie zasadniczych epizodów z pozostałymi.
Śledztwo, prowadzone przez Rusta i Marty’ego, mogłoby wydawać się pierwszoplanowym wątkiem serii. Rozwiązanie zagadki przyświecało bohaterom odkąd ich poznaliśmy. Jednak na łamach tej historii zrodził się motyw dużo istotniejszy. Współpraca dwóch odmiennych charakterów, mimo wielu sprzeczek, dała początek pięknej przyjaźni. Narodziny tej relacji kradną pierwsze skrzypce w serialu.
Co sądzicie o pierwszym sezonie True Detective? Oglądaliście też drugi? Dajcie znać w komentarzach!
A jeśli macie ochotę na więcej recenzji (nie tylko moich) – wpadnijcie TU!